27 września 2015

Algorytm

 
 "Stamtąd przybyły dziewy wszechwiedzące,
Trzy, z owej sali, co pod drzewem stoi;
Urd zwie się pierwsza, a druga Werdandi
- rytowały w drzewie - Skuld na imię trzeciej,
Postanawiały losy, zakreślały żywot,
Ludzkim istotom stwarzały przeznaczenie." 

/WIESZCZBA WÖLWY (VÖLUSPÁ) 20, Edda poetycka w tłumaczeniu Apolonii Załuskiej-Strömberg/

A jak to samo widzą współcześni asatryjczycy? Poniżej przeczytacie przykład współczesnego, zbeletryzowanego opisu inspirowanego tym fragmentem pieśni.

*  *  *

U stóp drzewa siedziały trzy jakby wykute w kamieniu postacie. Ich niewyraźne sylwetki majaczyły w oddali, pochylone nad jakąś robotą. Z pozoru sprawiały wrażenie całkowicie nieruchomych, żadna z nich nawet nie drgnęła. Dopiero, gdy podszedłem nieco bliżej, dostrzegłem, że ich palce wykonują sprawne, szybkie, mechaniczne ruchy na jakiejś niewidocznej powierzchni, na której raz na jakiś czas, to tu, to tam, coś błyska. Rozbłyski, przypominające jakby elektryczne wyładowania, pojawiały się na ułamek sekundy, by zaraz zgasnąć i powrócić w zupełnie innym miejscu. Musiałem podejść tak blisko, że nie byłem w stanie już objąć wzrokiem ani pnia drzewa, ani wszystkich trzech sylwetek na raz, by zobaczyć rozciągniętą pomiędzy trzema postaciami delikatną, eteryczną sieć. Stałem teraz w odległości zaledwie kilka kroków od jednej z nich, ona jednak zdawała się mnie nie zauważać, sprawiała wrażenie niewrażliwej na bodźce dochodzące z zewnętrznego świata. Była tak skupiona na wykonywanej czynności, że nie przeszkadzało jej moje zaglądanie przez ramię. Stąd jednak mogłem lepiej się przyjrzeć temu, co robi.
Jej palce z zawrotną prędkością tańczyły po sieci. Wpatrywałem się długo w te sprawne, mechaniczne ruchy, by wreszcie zorientować się, że zwinne palce doplatają w niektórych miejscach kolejne nici. Raz tu, raz tam, raz jeszcze gdzie indziej, bez wyraźnego schematu, bez żadnej symetrii, jakby na chybił trafił... A jednak nie! To nie mogły być przypadkowe miejsca. Te ruchy zdawały się zbyt pewne, zbyt zdecydowane, przypominały sposób poruszania się trybików w dobrze funkcjonującym mechanizmie. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że tym chaosem rządzi jakiś trudny do odgadnięcia porządek, że te pozornie przypadkowe miejsca, w rzeczywistości są doskonale obliczone i odmierzone. Nie potrafiłem tylko zrozumieć, jakim schematem, jakim wzorem kieruje się twórca.
Pochyliłem się nad postacią i spróbowałem zajrzeć pod naciągnięty głęboko kaptur. Postać nie zareagowała i na taką bezpośredniość. Nie poruszyła się, nie drgnęła. Spod kaptura niczego jednak nie dostrzegłem - ani choćby fragmentu twarzy, ani nawet błysku oczu. Tylko wyłaniające się spod szerokich rękawów szczupłe dłonie o długich, zgrabnych palcach, świadczyły o tym, że patrzę na człowieka z krwi i kości.
Przyglądałem się jeszcze przez chwilę, po czym ruszyłem powolnym krokiem w stronę drugiej postaci, tej znajdującej się po mojej prawej stronie. Ubrana w dokładnie taki sam płaszcz z głęboko naciągniętym na twarz kapturem, także zdawała się nieruchoma. Jej palce również tańczyły po sieci, wykonywały jednak nieco inne ruchy. Przystanąłem i skupiłem na tych dłoniach całą swoją uwagę, by nadążyć za poruszającymi się niezwykle szybko palcami. Po chwili zrozumiałem, że ta postać wykonywała inną czynność - łapała między palce końcówki niektórych nici, a następnie rozszczepiała je, by dalej biegły przez sieć w postaci niezliczonej ilości rozgałęzień. Gdy wpatrywałem się dłużej, zauważyłem, że niektóre z takich rozgałęzień w innym punkcie sieci znów się spotykają i łączą, a niektóre splatają się ściśle lub luźno z innymi nićmi - jedne z wieloma, inne tylko z kilkoma. Także i w tej czynności trudno było doszukać się jakiegoś schematu, wyraźnego porządku. To jednak był porządek. Porządek bez wzoru. Porządek w chaosie.
Ostrożnie, na palcach zbliżyłem się do trzeciej postaci. Niczym nie różniła się od dwóch pozostałych, jednak i ona wykonywała inną czynność. Jej ruchy były znacznie rzadsze i wolniejsze, palce wysuwały się spod rękawów tylko raz na jakiś czas, łatwiej więc było mi zaobserwować, co robi. Wiązała na niciach mocne węzły. Z początku przestraszyłem się, że delikatne, eteryczne tworzywo może pęknąć pod zamaszystymi, zdecydowanymi ruchami kościstych palców, po chwili dostrzegłem jednak, że materiał jest bardzo elastyczny i dużo mocniejszy, niż się z pozoru wydawał. Na każdej z nici zauważyłem po kilka takich supłów.
Nie wiem ile czasu stałem tak, wpatrzony w misterną konstrukcję, która coraz bardziej mnie fascynowała. Śledziłem wzrokiem hipnotyczne, idealnie zsynchronizowane ruchy palców trzech nieruchomych postaci i rozbłyski, które - jak zauważyłem dopiero teraz - pojawiały się za każdym razem, gdy jedna z nici poruszyła się i trąciła inną, a następnie przebiegały przez cała ogromną powierzchnię, wprawiając ją w drganie.
- Też lubisz je obserwować? - usłyszałem za sobą mocny, męski głos o twardej, szorstkiej barwie. Drgnąłem gwałtownie i już miałem się obrócić, gdy jedna z nici błysnęła jaśniej i zaczęła jakby migotać. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku.
- Nigdy wcześniej tego nie robiłem - odpowiedziałem. - Ale to jest... - nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego słowa.
- Fascynujące? Tak, z pewnością. Ale i bardzo przydatne, jeśli się rozumie, co robią.
- I ty rozumiesz?
- Nie. Nikt nie rozumie tego do końca. Ale ja przynajmniej rozumiem więcej niż inni i właśnie po to tu przychodzę i obserwuję. Chcę zrozumieć lepiej. Chcę się nauczyć przewidywać ich ruchy.
- Po co?
- By móc zapobiec tym, które nie są po mojej myśli.
- A co one tak właściwie robią?
- Planują.
- Co?
- Wszystko - głos na chwilę zawisł w powietrzu, po chwili jednak odezwał się znów. - Każda z tych nici należy do jednej żywej istoty - znów zamilkł na moment, jakby się nad czymś zastanawiał albo może czekał na moją odpowiedź. Ale ja nie odpowiadałem. W takich chwilach korzystniej jest po prostu słuchać. Tamten chyba też tak myślał, bo zaraz podjął znów, a ja miałem niejasne wrażenie, że w jego głosie słyszę uśmiech. - Spójrz na tamtą nić. Tę, która teraz mocniej drga. Ta jest twoja.
Mówił o tej właśnie nici, która już wcześniej zwróciła moją uwagę.
- Widzisz tę, która się do niej zbliża?
Do "mojej" nici podpływała właśnie inna, drgająca równie szybko i intensywnie. Postać, którą obserwowałem jako ostatnią, wyciągnęła nagle kościste dłonie spod rękawów i złapała w palce obie nici. Sprawnym ruchem splotła je ze sobą i zacisnęła w mocny węzeł.
- Ta jest moja.
Przez supeł przebiegł błękitny błysk i wokół zaległa niepokojąca cisza. Wsłuchałem się w nią uważnie i dopiero po chwili do moich uszu znów zaczęły docierać dźwięki, tym razem jednak głośniejsze, jakby bardziej intensywne. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że szmer, który wcześniej wziąłem za szemranie strumienia, w rzeczywistości był rytmicznym szeptem, a może śpiewem, wydobywającym się spod kapturów trzech postaci.
"Co one mamroczą? Śpiewają? Zaklinają?" - pomyślałem. A przynajmniej tak mi się zdawało. Być może jednak bezwiednie wypowiedziałem te słowa na głos, bo stojący za mną mężczyzna odpowiedział.
- Liczą.
- Liczą? - powtórzyłem za nim, zupełnie zbity z tropu, jednocześnie odwracając się w stronę rozmówcy.
- Tak, liczą - odparł z naciskiem, a jego oko łypnęło na mnie ciekawie. - Wyliczają algorytm.

9 sierpnia 2015

Co słychać w sprawie związku wyznaniowego?

Na trzecim spotkaniu dotyczącym związku wyznaniowego ustaliliśmy już ostatecznie treść statutu. Ostatnie zmiany zostały zatwierdzone drogą głosowania. Dokument w tym momencie i w tej formie zostanie przedstawiony w urzędzie podczas procesu rejestracji związku.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że z czasem może zaistnieć potrzeba rozwinięcia statutu, ale tym będziemy zajmować się w przyszłości, podczas Allthingów. Obecnie zgadzamy się z tym, że na chwilę obecną statut odzwierciedla naszą wspólną wizję funkcjonowania związku, jego założeń i celów.
Dla osób, chcących poprzeć wniosek o rejestrację Związku Wyznaniowego, przygotowaliśmy krótką instrukcję, jak to wykonać.



Spotkanie założycielskie planowane jest na 10 października 2015r (sobota).
O szczegółach napiszemy więcej w kolejnych notatkach.

Zanim to jednak nastąpi mamy specjalne ogłoszenie i prośbę do osób chcących zrzeszczać się w okręgach. Dla większości z Was będzie to proste zadanie, a mianowicie:
  1. Sporządzenie listy członków Okręgu
  2. Wybór Przedstawiciela i Zastępcy Okregu
  3. Sporządzenie Regulaminu Okręgu
Dla wielu z Was punkt 1 i 2 są już oczywiste. Z punktem 3 pomożemy, przedstawiając przykładowy Regulamin Okręgu, który możecie zaakceptować w tej formie lub zmienić wg własnych potrzeb, jednak pamiętając, iż musi być on zgodny ze Statutem Związku Wyznaniowego.

Statut, przykładowy Regulamin Okręgu, Listę Założycielską oraz Instrukcję postępowania otrzymasz po wysłaniu maila na adres: info.zwsg@gmail.com

UWAGA! Informacja dla osób zainteresowanym utworzeniem Okręgu Pomorskiego! Kontakt pod adresem: thordis@asatru.com.pl

20 lipca 2015

Pogańskie pielgrzymki cz.1 – kurhany Ynglingów.



Frey przejął królestwo po Njordzie i był nazywany drotem przez Szwedów, którzy płacili dla niego podatki. Frey był tak jak ojciec szczęśliwy w przyjaźniach i polowaniach. Frey wybudował wielką świątynię w Upsali, uczynił tam swą siedzibę jako wodza i dał świątyni wszystkie podatki, kraje i dobra. Od tego czasu po dziś dzień Upsala jest stolicą. W tym czasie rozpoczął się pokój Frodego, a w całym kraju zbierano dobre plony, co Szwedzi przypisywali Freyowi, który był bardziej czczony niż inni bogowie. Ludzie znacznie się wzbogacili w tych dniach dzięki pokojowi i dobrym zbiorom. Żoną Freya była Gerd, córka Gymisa, a ich syna nazywano Fjolne. Frey był nazywany drugim imieniem Yngwe, które to imię uważano za imię honorowe, tak że jego potomkowie zostali nazwani Ynglingerami. Frey zachorował, a gdy choroba objęła jego ramię, jego ludzie przedsięwzięli plan. Wznieśli wielki kopiec, w którym umieścili drzwi z trzema dziurami. Gdy Frey umarł pochowali go w grobowcu, lecz przez trzy lata utrzymywali jego śmierć w tajemnicy przed Szwedami. Wszystkie podatki wrzucano do grobowca, przez jedną dziurę złote, przez drugą srebrne, a przez trzecią miedziane monety. Pokój i dobre zbiory utrzymywały się. 

Saga o Ynglingach


Świątynia w Gamla Uppsala - Carl Larsson "Midvinterblot"

Od kilku lat planowaliśmy cykl wypraw do różnych „asatryjskich” miejsc, ważnych dla nas z historycznego czy religijnego punktu widzenia. Wreszcie udało nam się zacząć w tym roku od wizyty w Gamla Uppsala, gdzie pojechaliśmy we trójkę na początku lipca z moją żoną Leną i moim przyjacielem.

Gamla Uppsala jak nie trudno zgadnąć znajduje się tuż koło Uppsali, czyli raptem godzinę drogi na północ od Sztokholmu, gdzie warto zacząć zwiedzanie tego kawałka Szwecji. Do Sztokholmu dostać się z Polski łatwo, z większości lotnisk lata tam Ryanair albo Wizz Air i kupując bilet odpowiednio wcześniej można polecieć w obie strony płacąc niewiele. U nas wyszło bardziej spontanicznie, bo wyjazd z powodów zawodowych przekładaliśmy już dwukrotnie, ale i tak udało nam się znaleźć w miarę sensowne cenowo połączenie. Letnie ciuchy na szczęście są lekkie i nie zajmują wiele miejsca, więc jako sprawni turyści z wieloma latami "plecakowania" po Polsce na koncie uniknęliśmy też dodatkowych opłat za bagaż pakując się na 4 dni w bezpłatny bagaż podręczny.

 

Mimo tłumów turystów już sam Sztokholm jest fajnym celem letniej wycieczki, bo żeby obejrzeć pierwsze runiczne zabytki nie trzeba nawet ruszać się z Gamla Stan czyli sztokholmskiego Starego Miasta. Najbardziej chyba znany kamień z inskrypcją, zwany przez naukowców „Uppland Runic Inscription 53” jest wmurowany w ścianę jednego z budynków przy ulicy Prästgatan, dosłownie przecznicę od głównej ulicy handlowo-gastronomicznej tej dzielnicy i tuż za rogiem od naszej ulubionej kawiarni z gigantycznymi kanapkami z krabem (to z kolei tuż przy Akademii Szwedzkiej, w końcu nobliści też muszą jeść). Kamień pochodzi z XI wieku i jest rzeźbiony w stylu Urnes, a zachowana prawie w całości inskrypcja całkiem niemagicznie głosi „Thorsteinn ok Freygunnr thau ... stein eptir ... son sinn”  z czego, mimo brakujących fragmentów, łatwo można się zorientować, że wznieśli go Thorsteinn i Freygunnr ku pamięci swojego syna.

Muzea i inne historyczne atrakcje Sztokholmu zaliczyliśmy już przy okazji poprzedniej wizyty, więc jeden dzień snucia się po kawiarniach i sklepach z pamiątkami w zupełności nam wystarczył. Większość z nich sprzedaje zresztą samą chińszczyznę, koszulki z flagą Szwecji i plastikowe hełmy z rogami, więc jeśli widziało się jeden, to tak jakby widziało się wszystkie. Wyjątkiem jest „Handfaste the Viking Shop” przy Västerlånggatan gdzie jest trochę fajnej biżuterii wzorowanej na wykopaliskach, przedmioty dla rekonstruktorów (noże, rogi, wyroby z kości itp.) i inne pamiątki, jak zestawy do gry w Hnefatafl. Większość z tego można bez problemu znaleźć w warsztatach polskich rzemieślników i będzie to tańsze oraz lepiej zrobione (tu akurat oceniam na podstawie biżuterii), ale gdyby ktoś chciał sobie coś takiego przywieźć to zdecydowanie jest najlepszy adres, jaki znaleźliśmy (mają też sklep online, gdyby ktoś chciał spojrzeć na ofertę).

Kopce Królewskie, daleko z prawej Kopiec Thingów

Kolejny dzień poświęciliśmy w całości na wyprawę do Gamla Uppsala. Z głównego dworca kolejowego złapaliśmy dość szybki i wygodny pociąg podmiejski do Uppsali i po niecałej godzinie byliśmy na miejscu. Z Uppsali do Starej Uppsali można na upartego dojść piechotą (niecałe 5 km, więc godzinny spacer), dojechać miejskim autobusem albo wziąć taksówkę.  

Gamla Uppsala znajduje się na granicy przedmieść Uppsali, w otoczeniu niewielkich domów i podmiejskich pól i łąk. Mimo bliskości torów kolejowych miejsce jest ciche i nawet dla takich jak ja - nieczułych na energię miejsc, czakry i "kosmiczne linie energetyczne" - ma swoją specyficzną atmosferę, która udzieliła nam się bardzo szybko. Celowo wybraliśmy na wizytę środek tygodnia i godziny wczesnopopołudniowe, więc na miejscu było poza nami może z 10 osób, które szybko rozproszyły się po sporym terenie.

Opis Królewskich Kopców w Gamla Uppsala każdy zainteresowany tematem pewnie nie raz czytał, więc nie będę przynudzał kopiując informacje dostępne na wiki. Dla porządku przypomnę tylko, że mówimy o miejscu o bardzo bogatej historii, gdzie poza 3 głównymi kopcami datowanymi na czasy wędrówki ludów (konkretnie na przełom V i VI wieku) znaleziono ślady ponad 2000 mniejszych kurhanów (do dziś przetrwało ok. 250), z których najstarsze pochodzą jeszcze z epoki brązu. Poza cmentarzyskiem Gamla Uppsala to także siedziba władz i ważny ośrodek religijny, który swoją funkcję pełnił prawdopodobnie od III aż do początków XIII wieku. No i przez wiele wieków to właśnie tam Swionowie organizowali swoje wiosenne allthingi i świętowali Dísablót. 


Pierwsze kroki oczywiście skierowaliśmy do Kopców Królewskich, które obiega niezbyt długa trasa spacerowa. Trzy główne kurhany są ogrodzone niewielkim płotkiem, który niestety wielu ludzi ignoruje wspinając się na nie i wydeptując w soczystej i przyciętej trawie brzydkie łyse ścieżki. Prośba, żeby tego nie robić znajduje się zaraz przy muzeum na pierwszej tablicy informacyjnej, która zwraca uwagę na fakt, że deptane przez tysiące turystów kopce osypują się i szybciej niszczeją, ale jak widać na zdjęciach sporo ludzi to ignoruje. 


Korzystając z dobrej pogody spacerowaliśmy po okolicy przepatrując ją pod kątem ładnego ustronnego miejsca na blot. Zgodnie wybraliśmy piękny kawałek łąki pomiędzy kilkoma mniejszymi kurhanami kawałek za ogrodzonym terenem, ale z dobrym widokiem na cały obszar cmentarzyska i Kopce Królewskie. Blot był kameralny i niezbyt długi, ale piękna okolica, związane z tym miejscem legendy, jego historyczne oraz religijne znaczenie jak i towarzystwo bardzo bliskich mi ludzi sprawiły, że zapamiętam go na długo. Na zakończenie, zwyczajem zapoczątkowanym przez miejscowych członków i sympatyków Forn Sed zawiesiliśmy ofiary w pobliskim lasku i poszliśmy odwiedzić lokalne muzeum.


Po drodze do muzeum, na małej łące za kurhanami natknęliśmy się na bardzo specyficzny kamień. Pierwsza myśl: jak fajnie, że Forn Sed ustawiło tu piękny kamienny ołtarz, z którego mogą korzystać poganie. Niestety chwila googlania w celu potwierdzenia naszych domysłów pokazała, że nie mogliśmy mylić się bardziej. Kamień, oryginalnie pokryty dodatkowo literami, ustawiła tu w 1989 roku miejscowa parafia, żeby Jan Paweł II podczas swojej wizyty w Gamla Uppsala miał gdzie odprawić mszę polową. Cóż, widać kościół znajdujący się 100 metrów dalej nie był wystarczająco dobrym miejscem i trzeba było jeszcze wyraźniej zaznaczyć swoją obecność. Jak czytaliśmy później, miejscowa społeczność asatryjska odebrała ten gest podobnie do nas i długo myślała, jak na to zareagować. Ścierały się różne opcje i pomysły, w międzyczasie ”nieznani sprawcy” odłupali z kamienia napisy i podobno nawet próbowali go rozłupać na kawałki starą metodą przypisywaną Hannibalowi, polegającą na podgrzewaniu ogniem i polewaniu octem. Wreszcie w roku 2000 powstał plan, żeby zamiast niszczyć głaz i pielęgnować nienawiść do tego, co symbolizuje zrobić to samo, co zrobili ze Starą Uppsalą chrześcijanie, czyli po prostu przejąc znów to miejsce dla siebie i zacząć z niego korzystać. Efektem tego był pierwszy od 900 lat publiczny blot w Gamla Uppsala, od którego rozpoczęły się regularne święta organizowane w tym miejscu.

Blot Forn Sed w Gamla Uppsala - w tle widoczny sporny kamień
(zdjęcie ze strony Samfundet Forn Sed Sverige)

Muzeum jest niewielkie, ale zawiera kilka ciekawych dioram pokazujących wygląd okolicy kilkanaście wieków temu, gdy Uppsala leżała jeszcze nad morską zatoką oraz sporo niewielkich przedmiotów i fragmentów znalezionych podczas operacji rozkopywania 4 największych kopców w latach 1847 (Kopiec Wschodni), 1874 (Kopiec Zachodni), 1925 (Kopiec Centralny) oraz 1989 (Kopiec Thingów). Poza tym muzeum jest też prężnie działającym ośrodkiem edukacji szkolnej, co widać po ilości przestrzeni oddanej dzieciom w postaci wikińskiego kącika zabaw czy wystawy rysunków (czy ta część ekspozycji na zdjęciu poniżej tylko mi przypomina gąbkowe przedstawienia bogów z muzeum w Oslo, które część z Was miała okazję oglądać?). Spacery i emocje związane z wycieczką sprawiły, że szybko zrobiliśmy się głodni, więc po pobieżnym zerknięciu na ofertę muzealnego stoiska z pamiątkami na zakończenie wizyty w Starej Uppsali odwiedziliśmy pobliską restaurację Odinsborg i wchłonęliśmy pyszną rybę. 


Kolejnego dnia planowaliśmy jeszcze wycieczkę do Birki, czyli pozostałości ważnego w północnej Europie ośrodka wymiany handlowej z VIII – X wieku, ale niestety plany pokrzyżowała nam pogoda. Birka leży 35 km na zachód od Sztokholmu na niewielkiej wyspie na jeziorze Mälaren i jedyny sposób, aby się tam dostać z miasta to kilkugodzinna wycieczka łodzią. Niestety od samego rana strasznie lało i perspektywa spędzenia większości dnia na łodzi w deszczu skutecznie ostudziła nasz zapał. Ale nic straconego, mamy ważny powód żeby wybrać się do Sztokholmu jeszcze raz.

Plan naszych pogańskich pielgrzymek po świecie ma jeszcze kilka części (i cały czas wymyślamy nowe miejsca do odwiedzenia!), więc pewnie za jakiś czas pojawią się na blogu kolejne relacje z podróży. Ostatni wyjazd przekładaliśmy kilka razy, więc żeby nie zapeszać nie będę na razie zdradzał celu kolejnej wyprawy, ale jeśli wszystko się uda, to na pewno będzie o czym pisać.

16 kwietnia 2015

Asatru a inteligencja emocjonalna - WTF?

Patrząc na tytuł, chciałoby się zapytać, co ma piernik do wiatraka. Asatryjczycy to przecież ci, którzy uwielbiają mówić wiele o honorze, odwadze, sile... Ale inteligencja emocjonalna? To takie "nietrue"! Otóż zupełnie się z takim sposobem myślenia nie zgadzam. Uważam, że to mit, którego uparte propagowanie potrafi czasem wystawiać ludzi na śmieszność wcale nie mniej niż słynne "magiczne pamiętniczki". Naszła mnie w tym temacie pewna całkowicie prywatna refleksja, którą uznałam jednak za wartą podzielenia się z każdym, kto będzie miał ochotę poczytać.

Źródło: www.e-globus.pl



19 marca 2015

Ostara 2015

Rys. Gosia Walasek

Tegoroczną Ostarę spędziłam w Sulistrowiczkach - miejscu wyjątkowym ze względu na bliskość Ślęży, ważnego ośrodka kultu dla rozmaitych, w różnych okresach zamieszkujących te tereny, plemion. Byłam w tych okolicach już po raz drugi i ich wyjątkowość mogę uczciwie potwierdzić własnymi, subiektywnymi odczuciami. Ślęża i zalesione, bagniste obszary leżące w jej pobliżu do dziś stanowią idealne miejsce do świętowania, powiew bogatej historii wciąż unosi się w tamtejszym powietrzu, a bliskość sacrum da się tam odczuć szczególnie silnie. I nic w tym dziwnego, skoro miejsce to nieustannie było i nadal jest uświęcane przez kolejnych odprawiających tam swoje obrzędy ludzi. 

Foto: Alex Green
Z Gdańska wyruszyłyśmy wraz z Gosią już w czwartek przed północą i w podróży byłyśmy przez całą noc. Nad ranem, w czasie postoju w Poznaniu, dołączyli do nas kolejni znajomi, podróż przebiegła nam więc przyjemnie, na ożywionych rozmowach. Rano dotarliśmy do Wrocławia, gdzie odbyliśmy krótki spacer po mieście, a następnie spotkaliśmy kilkanaście innych osób zmierzających na święto z samego Wrocławia, Śląska czy Krakowa, by dalej jechać już w sporym i wesołym towarzystwie.
Zakwaterowani byliśmy w przemiłym ośrodku, gdzie pozostawiono nam pełną swobodę i idealną prywatność. Piękna okolica sprzyjała spacerom, a bliskość natury cieszyła, pozwalała odetchnąć świeżym powietrzem i naprawdę odpocząć od zgiełku codzienności. Pogoda - jak na wiosenne święto przystało - dopisała, wieczorami było wprawdzie chłodno, ale za dnia bardzo słonecznie. Wszystko to sprawiło, że uroczystą atmosferę można było poczuć już w - poprzedzającym same obrzędy - dniu przyjazdu. 



Wyniki konkursu ostarowego!



 Konkurs ostarowy pokazał mi przede wszystkim, jak wielu jest wśród polskich asatryjczyków fajnych, utalentowanych ludzi, którym się chce. Mimo bardzo krótkiego terminu, uczestnicy znaleźli czas i ochotę, dzięki czemu dotarły do mnie piękne, bardzo zróżnicowane, oryginalne, jedyne w swoim rodzaju dzieła, w których widać ogromne zaangażowanie i mnóstwo poświęconego czasu i pracy. To sprawia, że najchętniej nagrodziłabym wszystkich!



Wyboru zwycięzcy dokonali - na moje szczęście - użytkownicy Facebooka. Najpiękniejszym ostarowym, wiosennym dziełem zostaje "Zajączkowa wydrapywanka", a zwycięzcą konkursu jej autorka - Bjort Światełko!


Najchętniej nagrodziłabym wszystkie wspaniałe prace, które do mnie dotarły. Po wielkich bólach i niezdecydowaniu w końcu postanowiłam przyznać trzy wyróżnienia. Otrzymują je:

Lego Ostara i jej autor Jakub Baćmaga - za pomysłowość, oryginalność i nietypowość,

Ostara autorstwa Beaty Orłowskiej - za przepiękne wykonanie i unikalny styl, który uwielbiam

oraz

Ostara 2024 i Anna Vrede Jezienicka - bo opowiadanie rozbawiło mnie do łez i za umiejętność wczucia się w narrację z perspektywy dziecka.

16 marca 2015

Praca konkursowa: Grafika z zajączkiem


Praca konkursowa: Zajączkowa wydrapywanka


Praca konkursowa:Tryptyk nt. nadejścia Ostary

 'Wiatr porywa ich spojrzenia
Biegnie światłem w smugę cienia
Popatrz o popatrz!'

'


Praca konkursowa: A blogasek rzekłby tak!

Bo wiesz? To nie tak, że ja żyję wiosną. Nie. Ani-ani!

Bo ja żyję czasem. Całym. Całym czasem. Chociaż czasem, to chcę nie żyć. Ale to czasem. Czasem jednak zaczynam oddychać. Tak całą sobą. Wiesz, tak jak oddycha się tylko raz. Ostatni raz. Ty też? Bo ja, to żyję cały rok. Czasami jednak bardziej. O! Na przykład właśnie teraz. Ale pewnie zaraz przestanę. I nie wiem. No ale może jakoś to będzie. Bo jest nadzieja. I wiosna. Bo mam problem, no I tyle. Jakoś nigdy nie umiałam złapać równowagi. W żadnym tego słowa znaczeniu. Mój życiowy błędnik skazał mnie na wieczną niepełnosprawność i łudzenie się zmierzaniem do czegoś, co powinno być równowagą. Linia mojego życia staje się tylko asymptotą. Aż do czasu. Matematyczna niemożliwość w jednej chwili staje się udziałem mojego życia duchowego.
Ostara.

Prawdziwa równowaga. Równoprzyjaciele. Równowolność. Równomuffinki. Równoblot. Równoprzyjaźń. Równowszystko. Równointegracja. Równoszacunek.



Praca konkursowa: Ostara 2015


Praca konkursowa: Lego Ostara


15 marca 2015

Praca konkursowa: Ostara 2024

“Ostara - Stara, srara - rara, Ostarucha - Starucha” - Kuba starał się ułożyć jak najbrzydsze rymy i epitety pod adresem kolejnego nudnego święta ze starymi. W końcu tam prawie wszyscy są w wieku rodziców albo jeszcze starsi! Prawie… bo żeby było jeszcze gorzej to z młodszych są jedynie dziewuchy. W tym jego własna, głupia siostra. Zośka - Srośka. Dzieciuch, ma dopiero 9 lat, a wiadomo, że wiek jednocyfrowy oznacza, ze jest się gówniarzem.

Co prawda Zocha ostatnio odkryła, że jej wiek jest trzycyfrowy, bo ma już 111 miesięcy. I że to on jest głupi, bo slaby z matmy. Kuba starał się obliczyć szybko w myślach, ile on ma miesięcy, ale było to trochę za trudne. A raczej zbyt nudne, więc nie dokończył liczenia. Za to uszczypnął Zochę - Pierdziochę w rękę, tak mocno, że aż jej łzy zabłysnęły w oczach. Ale nie pisnęła ani słowa mamie. Spojrzała na niego z wyższością i wróciła do czytania durnej książki. Książki! Kto normalny czyta książki? Kto normalny jest w stanie wysiedzieć nieruchomo z nochalem w książce przez ponad godzinę? No on na pewno się do takich wariatów nie zalicza.

Zresztą tak samo było z malowaniem tych głupich jajek. To dopiero nuda! A Zocha potrafi pół dnia siedzieć i malować te swoje kwiatki, biedronki i inne dziewczyńskie paskudztwa. Kiedy był mały to nawet lubił te przedostarowe i przedwielkanocne zabawy. Razem z mamą przyklejał do jajek nalepki ze zwierzętami i autami. Ale to było daaaawno temu.

Głupie jajka do głupich wróżb! Ofiary, które nic nie dają! W zeszłym roku przetestował bogów i ich możliwości. Poprosił o to, żeby pomogli mu zostać najmłodszym piłkarzem zawodowym. I co? I jajco! Ale chyba ze zbukiem w środku! Właśnie mija rok i jakoś żaden wielki trener go nie zauważył. Żaden znany klub nie zaoferował mu kontraktu, nic!

Praca konkursowa: Ostarowa krajka






Praca konkursowa: Ostara


24 lutego 2015

Konkurs Ostarowy dla kreatywnych!

Wiosna zbliża się coraz większymi krokami, bywają dni, kiedy już czuć ją w powietrzu :)

A wraz z wiosną zbliża się jedno z najweselszych i najhuczniej obchodzonych przez polskich asatryjczyków świąt - Ostara. Już niebawem będziemy żegnać czas zimowy, witać budzące się wokół nas życie, cieszyć się z nadejścia cieplejszych dni i odradzania przyrody.

Wielu z nas spędzi ten czas wspólnie, na ogólnopolskim święcie, gdzie będziemy mieli okazję się spotkać, znów zobaczyć starych znajomych, poznać nowych ludzi, razem się bawić, a przede wszystkim staniemy w jednym kręgu, aby podczas blotu uczcić bogów i boginie związanych z wegetacją i płodnością natury.

Może warto już teraz zacząć powoli wprowadzać się w klimat święta, pomyśleć o przygotowaniach do niego, poczuć nadchodzący wiosenny nastrój?



Mam więc dla Was niespodziankę, dzięki której może łatwiej będzie nam wszystkim poczuć przygotowania do Ostary już teraz! Zapraszam do wzięcia udziału w Ostarowym Konkursie Gothiskandzy, wykazania się kreatywnością i podzielenia się z innymi swoim talentem (bo każdy z nas jakiś na pewno ma!).


6 lutego 2015

Sprawa islandzka, czyli Asatru a dogmatyzacja

Budowa świątyni na Islandii stała się w ostatnich dniach “gorącym tematem” w polskim środowisku asatryjskim. Co ciekawe, informacja ta wywołała zupełnie nieoczekiwaną reakcję. Zamiast radosnego wznoszenia toastów na cześć Islandczyków, którym udało się przeprowadzić działanie, o którym nie tylko my, ale także inne, znacznie większe i starsze niż polska, społeczności asatryjskie mogą jedynie pomarzyć, można było zauważyć falę nieprzychylnych komentarzy, a nawet oburzenia.
Stało się tak za sprawą tego oto cytatu, który do polskich mediów trafił całkowicie wyrwany z kontekstu i drastycznie przekręcony – czy to w wyniku celowych działań tychże mediów, czy też jakiś błędów językowo-komunikacyjnych:
Nie sądzę, że ktokolwiek wierzy w jednookiego mężczyznę ujeżdżającego konia z ośmioma nogami – mówi Hilmar Orn Hilmarsson, jeden z liderów wspólnoty Asatruarfelagid, która promuje wiarę w dawne bóstwa. – Historie na ich temat traktujemy jako poetyckie metafory i uosobienie sił natury i ludzkiej psychiki – tłumaczy.

Źródło: https://www.facebook.com/Odroerirjournal?pnref=story



23 stycznia 2015

Rodzicielstwo po asatryjsku

Chociaż Asatru jest w Polsce jeszcze młode, w niektórych naszych rodzinach rośnie już drugie pokolenie. Są wśród niego zarówno niemowlęta, które dopiero niedawno przyszły na świat, dzieci kilkuletnie, jak i nastolatki, a niektórzy zdążyli nawet dorobić się dorosłego już potomstwa.
Niedawno Ewa Paczkowska na blogu "Pod kopytem Sleipnira"  przedstawiła przykładowe sylwetki kilku asatryjczyków. Wywiady przeprowadzone przez Ewę pokazały, jak pięknie potrafimy się różnić - jesteśmy ludźmi w różnym wieku, mieszkającymi w różnych częściach kraju, wykonującymi rozmaite zawody, mamy różne zainteresowania, a także nasze podejścia do religijności nie są wcale jednolite.

Dzisiaj chciałabym zaprezentować, na przykładach kilku znajomych asatryjskich rodziców, jakie są podobieństwa i różnice w naszym podejściu do religijnego aspektu w wychowywaniu dzieci. Zadałam wszystkim tym osobom serię krótkich, prostych pytań. W niektórych kwestiach zgadzamy się ze sobą, w innych zdania są podzielone. Przeprowadzone wywiady upewniły mnie jednak w tym, że podejście do rodzicielstwa stanowi ważny aspekt systemu wartości wielu z nas i warto także na ten temat dyskutować, wymieniać poglądy i uczyć się od siebie nawzajem.