4 listopada 2013

Do młodych

Autor: Gotthard


Jeśli ja jestem normalny – to człowiek zamknięty w domu wariatów jest nienormalny. Ale jeśli to on jest normalny? Kim ja jestem?


Zainspirowany tekstem Kozła postanowiłem popełnić kilka słów. Tekstów na temat, że Asatru jest religią społeczną trochę już zostało napisanych, więc nie będę się nad tym rozwodził – należy przyjąć jako aksjomat. Asatryjczycy nie mają łatwo, bo prawdę mówiąc, z urzędowego punktu widzenia nie jesteśmy nawet mniejszością religijną. Staramy się tworzyć społeczność wewnątrz mocno osadzonego chrześcijańskiego kręgu kulturowego. A jak to jest – każdy widzi. Niełatwo.

Na początku asatryjskiej drogi, ścieżki, czy jak byśmy tego nie nazwali, każdy czuje się „odszczepieńcem”. Popaprańcem wśród jakże wielu „normalnych” chrześcijan. Każdy zastanawia się, czy aby nie ześwirował, że biega z Młotkiem do lasu i odprawia rytuały, których często sam na początku nie rozumie. Każdy się tak czuje otaczany zewsząd przez chrześcijan. Niewielu jest ludzi, którzy przychodzą do Asatru, nie mając bagażu chrześcijańskich doświadczeń, chrześcijańskich naleciałości i chrześcijańskich tradycji. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że tym łatwiej jest „wskoczyć” na asatryjską ścieżkę, im mniej było w naszym najbliższym środowisku chrześcijaństwa. Im bardziej rodzinne chrześcijańskie, a nawet pseudochrześcijańskie, tradycje kultywowane są w danym środowisku, tym trudniej ma asatryjczyk. Niejako przez środowisko, w którym żyje, jest zmuszony do kultywowania chrześcijańskich tradycji. Bo partner, bo rodzice, bo dziadkowie, bo znajomi. Nie dość, że taki osobnik czuje się wyobcowany, to często nie rozumiany i wyśmiewany.



Większość asatryjczyków miała tak, jak Wy macie teraz. Każdy miał stracha, co powie rodzina. Każdy miał stracha, czy środowisko go nie odrzuci, czy rodzina go nie odrzuci, czy znajomi nie będą z niego zrywać boków. Przecież każdy ma potrzebę dzielenia się z drugim człowiekiem swoją wiedzą, poglądami na różne tematy. Każdy człowiek na pewnym etapie swojego życia poszukuje akceptacji swoich działań i swoich poglądów. To normalne. Takie konfrontacje są bardzo potrzebne i pouczające. O ile nie przybierają formy wyśmiewania i negacji. Niestety znakomita większość rozmów na tematy wiary z kimś „dorosłym” przekształca się w formę, „co ty wiesz?”, „nie masz racji!”, „w bajki wierzysz” etc. Większość Polaków jest lekarzami, religioznawcami i etykami, i zwykle wie lepiej. Jeśli dialog z partnerem, rodziną, znajomymi zastępują przepychanki na wyssane z palca argumenty, to nie ma sensu takiej rozmowy kontynuować.
Niemniej jednak, po którejś z kolei dyskusji w tym stylu, może pojawiać się coś, co jak wykiełkuje, ciężko jest w sobie zwalczyć – strach. Strach przed wyśmianiem i odrzuceniem. Przestajecie rozmawiać z najbliższymi, a zaczynacie budować wokół siebie mur i bariery, których w istocie nie ma. Chowacie się za swoją „innością” jak za szklaną szybą, tracąc właściwą perspektywę. Po jakimś czasie trwania w tym swoim zamurowanym małym podwóreczku gubią się prawdziwe wartości i prawdziwy sens.

Ten strach powoduje też to, że w waszych głowach gości obawa o to, czy na spotkaniu z innymi asatryjczykami nie zostaniecie zmieszani z błotem i wyśmiani. Bo na pewno na takich spotkaniach prowadzone są uczone dysputy na temat, który przekład Edd jest lepszy – Załuskiej czy Lelewela. A może odpytywanki z mitologii? Na wyrywki? Macie stracha, bo wasza wiedza jest mniejsza niż wiedza kogoś, kto na północnej ścieżce jest od was dłużej? Macie stracha, że nie wiecie, kiedy wypada Midsommer? Przecież to nie o to chodzi... Nie o to chodzi, żeby ze strachu i na własne życzenie budować swoje małe samodzielne Asatru...
Nikt na spotkaniu asatryjskim w knajpie przy piwku nie będzie was odpytywał. No może poza tym, jak macie na imię i co porabiacie. Nikt nie postawi was pod ścianą i nie każe recytować 157 wersu Havamal albo prowadzić blotu dla 300 osób. Ani wykładać historii pisma runicznego, czy pochodzenia motywu smoka w kulturze normańskiej. Ci ludzie to tacy sami „popaprańcy” jak Wy – latają z Młotkiem na szyi po lesie i odprawiają rytuały. Spotkacie tam ludzi, którzy przede wszystkim wierzą w tych samych bogów co Wy. Wyznają te same wartości co Wy i często przeszli przez to, co teraz przechodzicie Wy. Nikt nie będzie sprawdzał waszej wiedzy. Wiedza to jest coś, co przychodzi z czasem. A Wiarę – ma się tu <palec na serduchu>.

Długo by o tym można, a wiem o czym mówię. Można by wszystko popierać niezliczoną ilością przykładów. Dość powiedzieć, że Asatru jest religią społeczną. I to nie jest slogan. Nie działa to tak jak w Kościele Rzymskokatolickim, gdzie idziesz na mszę i stoisz w grupie podobnych tobie anonimowych baranków, która częstokroć po wyjściu za cmentarz zamienia się w stado wilków. My nie jesteśmy anonimowymi nosicielami młota, a grupą ludzi, którzy jednoczą się w wierze, że tak pojadę katolickim frazesem. To właśnie robimy. Spotykamy się razem, świętujemy razem, często też razem płaczemy i cieszymy się sukcesami. Robimy to RAZEM. Ale nie przez telemost ani konferencję na Skype – bo niby jak posmakować tego samego miodu?
Jest jeszcze jedna rzecz która nas wyróżnia. Szacunek. Ale nie ten na pokaz typu cmoknąć babkę w łapkę. Ten prawdziwy. Na szacunek wprawdzie każdy musi sobie zasłużyć. Niemniej w asatryjskim gronie niejako „na wejście” dostaje się pewien niewielki kredyt zaufania. Szanujemy siebie nawzajem. Szanujemy swoich Przodków, swój czas, swoją pracę, swoje rodziny... i tylko od nas samych zależy, czy tym szacunkiem będziemy się cieszyć.

Zatem słuchajcie „odszczepieńcy”, „popaprańcy” i asatryjscy prospekci. Nie chowajcie się z rogiem po krzakach. Noście z dumą swój Młotek i zajrzyjcie na asatryjskie spotkanie, a znajdziecie z nami to, czego szukacie.

Gotthard

1 komentarz

  1. Fantastyczny tekst, Gothard! :-) Będę polecać wszystkim moim młodym mailującym :-) Lepiej się nie dało tego ująć!

    OdpowiedzUsuń